Kiedy byłem mały, lubiłem siadać na motycyklu mojego taty – piękna WSK z roku 1979. Jak to mowi jedna z piosenek o WSK” ten motocykl ma czarodziejską siłę, gdyż jadąc nim „…Już nastrój, zły nastrój się rozwiewa„. Niestety, kiedy jeszcze miałem kilka lat motocykl został sprzedany… Miłość jednak pozostała :) Dlatego kiedy dowiedzialem się, że kiedy w moim mieście planowana jest wystawa motocykli z PRL-u musiałem się na nią udać. Ilość eksponatów może nie była imponująca, ale były na niej najważniejsze dla mnie eksponaty. Wśród nich WSK, którą jak wspominałem miał mój ojciec. Co prawda „szcześć koni ma”, ale swoją magią bije na głowę inne :) Był też Junak, podobnego miał mój wujek. Była też WFM-ka, którą jeździł mój dziadek. Był też Komar, od którego kiedyś zaczynałem jazdy na motorowerze. Jeden z nich piękniejszy od drugiego, nawet te które nie zostały jeszcze odniowione. Te stanowią doskonałe świadectwo tamtych czasów, a każdy ich mankament i każda rysa opowiada swóją historię. Piękne są to opowieści.